I
Jego cicha nadzieja na odejście dziewczyny zniknęła. Im dłużej słyszał fortepian, tym bardziej jego psychika była zniszczona. Z początku przyjemna, ale jednak monotonna melodyjka była dla niego czymś w rodzaju odskoczni od rozpieszczonych bachorów. Potem zaczęło robić się nieprzyjemnie. Piosenka była natarczywa, miał wrażenie, że opowiada o wszystkich jego zbrodniach. Z przyjemnej melodii stała się psychodeliczną pieśnią o wszystkich jego grzechach. Przez długi czas był zamknięty w swojej sypialni, oddalonej o dziesięć pokoi i piętro od sypialni nieżywej. Zamknął ją, bo myślał, że to pomoże. Fakt, przez pół roku była cisza i spokój, potem wszystko wróciło ze wzmożoną siłą i nawet oddalenie się od pokoju nie pomogło. W uszach słyszał intrygujący, melodyjny utwór, który przyprawiał go o dreszcze. W głowie huczał mu jej głos wypominający wszystkie czyny. Morderstwa, handel żywym towarem, przemoc na tle seksualnym. To wszystko krążyło w jego głowie i nie pozwalało spać.