niedziela, 17 lutego 2019

Rozdział X „Fałszerstwo”

I
Patrzył w Tamizę, oszołomiony faktem, że w swoim życiu spotkał się z taką sytuacją. Osoba, którą chciał manipulować, stoi z nim przy Tamizie, czekając, aż odda skok, do którego sama go zmusiła. Był marionetką w dłoniach jego marionetki.
Spojrzał na nią. Wcześniej prosił ją o łaskę, by dała mu szansę, by to wszystko naprawić. Był w stanie oddać jej ciało, wszystko naprawić. Lub przynajmniej większość. Uraczyła go spojrzeniem, w którym było poczucie winy i słowami „Wiesz, że to nie ode mnie zależy”. Nie wiedział, co ma rozumieć przez te słowa. Więc od kogo, jeżeli nie od niej samej? To ona go doprowadziła na skraj szaleństwa, kazała mu spalić papiery z powodu informacji tam zawartych, których się wstydziła. I nie chciała, by wyszły na światło dzienne. Fakt, że utraciła swoją niewinność, mając niecałe czternaście lat, nie był czymś, czym chciała się dzielić z ludźmi, którzy mogą chcieć przeszukać jego gabinet po odkryciu jego ciała.
Westchnęła, trzymając w ręku medalik z wygrawerowaną literą R. Gwiazda z angelitu i obsydianu błysnęła krótko jasnoniebieskim światłem. Była blisko.
Kazała mu połknąć medalik, co zresztą zrobił. Był to rozkaz od jego Pani, a wszystkie rozkazy wykonywał z niespotykaną dokładnością. Potem wszedł na pomost, patrząc w rzeczną głębinę. Stanęła obok niego.
— Nie mów nikomu, że go masz, jasne? — powiedziała, a on spojrzał na nią.
— Nie będę miał komu tego powiedzieć.
Pochylił się, a jego usta spotkały jej, gdy stała w bezruchu, z oczami szeroko otwartymi, wielkimi jak monety. Potem uśmiechnął się i rozłożył ręce, przygotowując się do skoku. Kiedy przechylił się do przodu, złapała go za nadgarstek, lecz wyślizgnął jej się, a na nim pozostał wypalony ślad. Jego ciało pochłonęły wody Tamizy, a nią wstrząsnął bezgłośny szloch.
— Dobra robota, Czternastko — usłyszała zza siebie.
Odwróciła się. Jej czarno-biała szata okręciła się wokół jej nóg. Czuła się jak potwór, mimo że wmawiano jej, że nim wcale nie jest. Robi tylko to, co podpowiada jej sumienie. O ile sumieniem można było nazwać postać, która nią manipulowała.
— Chcę być sama — szepnęła. — Przez jakiś czas.
— Nie zapominaj, że jest jeszcze tyle złych osób, które powinien osądzić ktoś taki, jak ty.
— Wieczna marionetka? — Prychnęła.
— Skrzywdzona dusza, moja najdroższa Czternastko.

II
— Szach — dziewczynka przestawiła swój pionek — i mat.
Głowa Charliego opadła na stół, wstrząsając nim lekko. Samara zaśmiała się cicho, widząc, jak jedenastolatek uderza głową przez trzecią z rzędu przegraną.
Nauki, które pobierała od swojej matki, nigdy nie poszły na marne. Potrafiła tak manipulować umysłem podczas gry w szachy, że wygraną miała praktycznie w kieszeni. A wytłumaczenie jej zasad, opierając się na rycerzach w Krainie Czarów, niemal tak wbiło jej się w głowę, że była w stanie krążyć po pokoju i tylko wskazywać, jak przeciwnik ma za nią przestawić pionek.
— Jesteś niezwykła — zachwyciła się Laura. — Jeszcze nikt nie wygrał z Charliem tyle razy z rzędu!
Uśmiechnęła się, a kącik ust blondyna uniósł się nieco.
— To była bardzo dobra gra, Samaro. W końcu ktoś, z kim mogę się mierzyć.
Wstał, a ona razem z nim. Chwycił jej niewielką dłoń i ukłonił się z uznaniem, składając krótki pocałunek na jej kłykciach. Dziewczynka zachichotała, a Laura i Philippa zauroczyły się, podpierając głowy na rękach i wzdychając z zachwytem. Z kolei Gervase oraz Jack skrzywili się, patrząc na omamione dżentelmeńskim gestem dziewczęta.
Na parter zszedł Ciel wraz z Sebastianem. Samara niemal natychmiast pochwaliła się zwycięstwem, za które pochwalił ją Sebastian, żartując, że nawet Ciel nie jest tak dobry. Chłopak prychnął i poprosił do siebie Charliego, który poszedł za nim w ustronne miejsce. Spojrzał na niego pytająco.
— Alice była dla ciebie kimś szczególnym? — spytał się. — Znałeś ją jakoś szczególnie?
— Cóż… można powiedzieć, że była moją nauczycielką. To dzięki niej umiem pisać i czytać, ogarniam arytmetykę i muzykę. Dlaczego pytasz?
Weszli do pustej kuchni i usiedli na krzesłach, które stały przy niewielkim, kwadratowym stoliku.
— Wiesz coś może o okolicznościach, w jakich zmarła? Czy słyszałeś coś?
Chłopak nabrał powietrza w usta i wypuścił je po chwili.
— O tym, jak zmarła nie wiem nic. Wiem tylko, że przed śmiercią kłóciła się z Bumbym. Nie wiem, co się stało potem, ale wiem, że wyszedł, a następnego dnia ogłosił, że się zbiła. Snułem podejrzenia, że ją zabił, ale… nie chciałem wyjść na idiotę. — Wzruszył ramionami.
— A coś o Bumbym? Jest tym mężczyzną z obrazów?
— Tak, był dawnym dyrektorem. Raz, gdy przechodziłem obok jego gabinetu, jakoś niedługo przed jego śmiercią, widziałem, jak do kogoś mówi. Nikogo nie widziałem i miałem wrażenie, że miał urojenia, ale po tym, jak się zabił i pojawiły się te dźwięki fortepianu, szlochy, krzyki, chodzenie…
— Podejrzewasz, że Alice została duchem, którego mógł zobaczyć tylko on?
Kiwnął głową.
— A wiesz, co dokładnie mówił do niej?
— Coś, że stara się mu zniszczyć życie, że jest jak jej siostra, że go uwiodła i tym podobne. Potem kazał mi iść do pokoju. I tle wiem. Kilka razy też widziałem, jak czołga się po podłodze, będąc w amoku i coś mamrocząc. No i w sumie tyle.
„Brzmi, jakby stała się demonem”, pomyślał, stawiając ją obok Sebastiana i porównując ich zdolności. Oboje potrafili uwodzić, doprowadzać do szaleństwa, potrafili omotać swoją ofiarę do tego stopnia, by była im uległa.
— Dzięki. — Podali sobie ręce. — Trochę mi wyjaśniłeś.
— Nie ma sprawy. Zawsze do usług.
— I dziękuję, że zająłeś się Samarą, gdy my wyjaśniamy tę całą pokręconą sprawę. — Uśmiechnął się do niego.
— Nie musisz dziękować.
Ciel zaczął odchodzić, gdy Charlie zatrzymał go:
— I, Cielu, przyjrzyj się obrazowi Alice i Angusa. Jest na nim pewna rzecz, która, cóż, może cię naprowadzić na jeden z dość istotnych tropów.
— Skąd wiesz?
Wzruszył ramionami.
— Po prostu wiem.

III
Stał i patrzył na obraz, na którym widniała jego kuzynka wraz z dawnym dyrektorem sierocińca i jej oprawcą. Zastanawiał się, co mogło być tym szczegółem, na który powinien zwrócić uwagę. Im dłużej się w niego wpatrywał, tym bardziej miał wrażenie, że Charlie sobie z niego zażartował i na tym obrazie nie ma nic, co mógłby uznać za poszlakę.
— Cielu, stoisz tu od kilkunastu minut — odezwał się Wilson. — Co cię tak ciekawi, że tak się wpatrujesz w ten obraz?
— Charlie powiedział mi, że jest na nim szczegół, który może mnie naprowadzić na istotny trop. Ale ja nic nie widzę.
Wilson stanął obok nastolatka i powiódł wzrokiem po obrazie. On również nie zauważył w nim nic szczególnego.
— Wszystko jest na swoim miejscu. Oczy fiołkowe, włosy czarne, gwiazda jak była, tak jest…
— Alice miała zielone oczy — mruknął. — Racja! Zielone… hm…
— Sądzisz, że to nie ona?
— Nie wiem. Na pewno nie na obrazie. Sierociniec nawiedzała ona. W takim razie, kto to jest?...
— Albo to ona, tylko angelit zmienił kolor jej oczu. — Usłyszeli głos Anny, stojącej za nimi. — Kiedy nosi obsydian z diamentem, kolor jej oczu jest zielony.
— Skąd wiesz?
— Kiedy miałam osiem lat, byłam jeszcze bardziej wścibska, niż teraz.
— Lauren również nosi angelit w naszyjniku, a Rivolte w pierścieniu rodowym.
— Nie powiedziałam, że angelit Alice był zwykły. Był gwiazdą w kole.
— Sądzisz, że mogła podpisać cyrograf?
— Wątpię.
Wilson słuchał z niedowierzaniem. Było to dla niego zbyt dużo, a jego pesymistyczne podejście do wszelkich religii, miało ochotę wdać się w rozmowę. Odszedł jednak, by nie przeszkadzać parze nastolatków.
— Albo to nie ona — odparła Anna — albo mamy poważny problem.

IV
Po zejściu ze schodów, zobaczył, jak siedzi na piedestale, czesząc swoje długie, czarne loki. Dekolt luźnej sukienki, która była przepasana czarną wstążką wokół jej wąskiej tali, niewykluczone, że podkreślonej przez długie noszenie gorsetów, odsłaniał dużo więcej niż tylko obojczyki. Ponętnie eksponował jej biust, sprawiając, że Sebastianowi same z siebie nasuwały się najróżniejsze fantazje, mimo że starał się uspokajać swoją zwierzęcą naturę.
Uśmiechnęła się do niego, mrużąc odrobinę oczy. Odłożyła szylkretowy grzebień i wstała, podchodząc do niego z taką gracją, jakby nosił ją wiatr. Bez nawet cienia niezgrabności. Jej uśmiech zmienił się na zalotny; z serii tych, których jeszcze u niej nie widział.
  — Co u ciebie Sebastianie? — spytała nęcąco.
Zmarszczył brwi, słysząc taki ton z jej ust. Jej głos, owszem, miał w sobie nutę erotyzmu, który podniecał i rozgrzewał, a po usłyszeniu go raz, chciałoby się słyszeć go po raz kolejny, tylko w innej, dość intymnej sytuacji, ale tym razem coś było nie tak. Było to coś innego.
Nagle poczuł, jakby coś miało mu zamiar rozsadzić głowę. Złapał się za nią i cofnął. Uczucie było podobne do tego, gdy przeszukiwał gabinet. Ból rozsadzał mu głowę.
Dziewczyna zmartwiła się i posadziła demona na piedestale, siadając obok niego. „To nie jestem ja”, usłyszał nagle głos Alice w swojej głowie. Osoba, która siedziała obok niego, położyła dłoń na jego piersi i ucałowała czule jego czoło, po czym odsunęła się, ocierając się nosem o jego skroń.
— Lepiej? — spytała, a na jej ustach znów widniał uśmieszek.
Kiwnął głową i spojrzał jej w oczy. Kiedy zobaczył, że nie były intensywnie szmaragdowe, był już pewien, że „głos” go nie oszukał. To naprawdę nie była Alice. To nie była ta zagubiona dusza, którą poznał kilka tygodni wcześniej.
Uśmiechnął się pod nosem i wstał, poprawiając surdut. Zaczął po chwili odchodzić w stronę schodów, kiedy ona patrzyła na niego z szokiem.
— Już idziesz? Nie zamieniłeś ze mną ani słowa — odezwała się z pretensją.
— Najpierw spróbuj ją lepiej udawać. I zmienić na przyszłość kolor oczu — powiedział jej kpiącym tonem, po czym wyszedł z krypty.
Wściekła kobieta zerwała ciemną tkaninę, odsłaniając gablotę, w której była zamknięta dziewczyna. Wypuściła ją, po czym chwyciła ją za suknię i przycisnęła do kamiennej ściany.
— Ty mała suko — warknęła. — Pomogłam ci w zemście, teraz pomagam ci odzyskać ciało, a ty tak mi się odpłacasz, Czternastko?
— Nie pozwolę ci ich skrzywdzić — wysyczała w stronę kobiety, która wróciła do swojej prawdziwej postaci. — Nigdy.
— Więc ja nie pozwolę, byś wreszcie zaznała spokoju. 

niedziela, 27 stycznia 2019

Rozdział IX „Autopsja Pris Witless”

I
Patrzył na ciało ze wszystkich stron. Zarówno tylko z wierzchu, jak i od środka. Razem ze swoim synem badał każdy milimetr. Młodszy z nich zmarszczył brwi i z niewielką pomocą pęsety wyjął coś z jelita Pris.
— Tato, spójrz — rzekł do ojca, wycierając przedmiot o brązową od niedopranej krwi szmatkę.
Mężczyzna podszedł do niego i wziął z jego rąk rzecz, którą wydobył z ciała kobiety.
— Połknęła to? — spytał, mrużąc oczy, by lepiej się przyjrzeć. 
— Prawdopodobnie tak, ale czy nie powinno to być przetrawione przez soki trawienne? 
— Raczej powinno — mruknął, przystawiając pod światło ciało obce. — Przyprowadź Phantomhive’a.

II
Krzyczał jej imię, goniąc ją po wszystkich piętrach sierocińca. Zasłaniał swoje prawe oko ręką, gdy starał się odebrać jej swoją opaskę.
— Anna, oddaj to! — wrzasnął.
— A to niby dlaczego? — spytała, trzymając opaskę w górze, nad swoją głową. — Co tam masz takiego, że ją nosisz, hm?
— Nic, po prostu mi to oddaj! — Rzucił się do przodu, lecz Anna go ominęła. 
— Czemu ty tego tak potrzebujesz, co? 
— Anno. — Usłyszeli głoś Wilsona, który schodził właśnie z pierwszego piętra. — Oddaj mu to. 
Spojrzała na chłopaka, mrużąc oczy i marszcząc brwi, po czym westchnęła i podała mu zabraną rzecz. Zawiązał ją i poprawił swoje ubranie, po czym na jego ustach pojawił się szelmowski uśmieszek. Podszedł do Anny i złapał ją w tali, po czym przewiesił przez ramię i pognał po schodach do jej pokoju. Tam położył ją na łóżku i szybko wybiegł, trzymając drzwi, by nie mogła wyjść.
— Ciel, wypuść mnie! — krzyknęła, waląc pięściami w drewno i szarpiąc za klamkę. — Ciel!
— Już nigdy, przenigdy nie zrobisz mi tak głupiego żartu? — spytał i usłyszał jej westchnienie. 
— Pomarzyć zawsze możesz. Puść te drzwi! 
— Jak ty to powiedziałaś…
— Paniczu. — zza swoich pleców usłyszał głos Sebastiana. Niemal odskoczył od drzwi. — Cóż to za zmiana? 
— Żadna — wybełkotał, a Annie udało się wydostać z pokoju. 
Sebastian kiwnął głową z małym, dwuznacznym uśmieszkiem.
— Przyjechał syn sir Grahama — odparł po chwili, a Ciel wraz z Aną zeszli do holu, gdzie stał Cedric Graham.
Był odrobinę zmęczony, odrobinę zmieszany, a może nawet przestraszony. Ciel powiedział, by usiadł, a Sebastian nalał mu do filiżanki herbatę. 
— Ojciec kazał mi po pana przyjść, panie Phantomhive. Doświadczyliśmy czegoś dziwnego podczas autopsji pani Witless. 
— Czego takiego? — zapytał się.
— Będzie musiał pan to zobaczyć. 

III
Weszli do kostnicy, gdzie przebywał ojciec Cedrika. Stał nad ciałem Pris, kontynuując autopsję kobiety. Kiedy ich zauważył, wyprostował się i pozwolił im do siebie podejść. Anna zakryła twarz chustką, widząc otwarte ciało Priscilli i pospiesznie odwróciła wzrok. Graham z metalowej miseczki wyjął pozłacany medalik z literą L. Ciel wziął go od niego i przetarł kciukiem. 
— Połknęła to? — spytał, pan Graham pokiwał głową.
— Powinno to być już dawno strawione. Jest z pozłacanej cyny, a kwas solny łatwo ją przeżera. Ale nie to jest najdziwniejsze. Po wyjęciu tego medalika wnętrze ciała zaczęło się szybko rozkładać. 
— To widać i czuć — mruknęła Anna.
— Nigdy nie wierzyłem w zjawiska paranormalne. Nawet kiedy chodziło o Skocznego Jacka, to nie wierzyłem w takie bajki. Ale teraz…
— Sądzi pan, że Pris Witless mogła być wiedźmą? — zapytał Sebastian, przyglądając się medalikowi. 
— Nie powiedziałbym, ale to, że po wyjęciu medalika nagle jej kostki i nadgarstki były przynajmniej tak pokiereszowane, że można byłoby sądzić, że ktoś uderzał w nie wielkim młotem, a na organach pojawiły się blizny, jakby ktoś je nacinał, jest co najmniej dziwne. 
— Była torturowana? — spytała dziewczyna. 
— Może pozbyła się jej mafia. Kiedy była pijana, wydała Rivolte’a, dowiedziała się o tym mafia i zaczęli ją torturować — wydedukował Ciel.
— Panie Phantomhive, widział pan kiedyś ciało po torturach, które nie miałoby na sobie ani jednego obrażenia zewnętrznego? — spytał Cedric. — O matko — przeraził się, gdy spojrzał na ciało dawnej pielęgniarki.
Na kostkach oraz nadgarstkach Pris pojawiły się ogromne, bordowo-fioletowe, spuchnięte siniaki, oparzenie, które kształtem przypominało dłoń, zaczęło gnić, a blizny uwypukliły się. Świece zgasły, spowijając kostnicę w absolutnych ciemnościach. 
— Tego jeszcze nie grali — mruknął pan Graham. 
Wyjął zapałkę i zaczął zapalać po kolei wszystkie świeczki. Kiedy zapalił ostatnią, ciało denatki zaczęło się palić. 
— Cedrik, biegnij po wodę! — wrzasnął, a chłopak pobiegł po wiadro. 
Kiedy wrócił, oblał zwłoki, które zostały prawie spalone. Wyjęli spalone organy i znaleźli niewielką karteczkę pod wątrobą. Wszystkie oczy zwróciły się na ojca Cedrica, który wyciągnął karteczkę i rozłożył ją. Pokazał ją reszcie. Widniała na niej krótka wiadomość: „Baju, baju, będziesz w raju”*. 

IV
Zszedł do krypty niemal natychmiast po powrocie z kostnicy. Wściekły, zrozpaczony, czuł się nawet odrobinę zawiedziony. Boże, był demonem, czemu ta dziewczyna działała na niego w ten sposób? Dlaczego czuł tak wiele ludzkich emocji? Dlatego, że ona również była nadnaturalnym bytem? Przecież anioły też są nadnaturalnymi bytami, a on… nie czuł nic. 
Kiedy go zobaczyła, od razu wróciła do książki, prychając pod nosem. On patrzył na nią z zawodem w oczach.
— Dlaczego? Dlaczego ty to robisz? — pytał.
— Chyba nie rozumiem, Sebastianie. 
— Dlaczego mordujesz? Dlaczego zmuszasz do samobójstwa? Dlaczego?
— Wydawało mi się, że już sobie to wyjaśniliśmy — Odparła, wstając z piedestału. — Zresztą, czemu obchodzą cię zwykli ludzie? Jesteś demonem, dla ciebie istnienia ludzkie to zwykłe szkodniki. A mnie możesz traktować jako kogoś, kto ich dusze sprowadza prosto do najgłębszych czeluści piekieł, gdzie możesz się nad nimi pastwić, ile tylko chcesz.
Miała rację. Dlaczego obchodzą go ludzie? Czy naprawdę te lata jako lokaj Phantomhive’a zaczęły go uczłowieczać? Zaczął stawać się bezsilny. Uczucia go osłabiały. 
— Ja cię tylko proszę, przerwij to wszystko. Albo daj sobie pomóc. Jesteśmy gotowi na to. Ja, Ciel, Anna… Samara. Wszyscy chcemy ci pomóc. Tylko pozwól nam to zrobić.
Z bezsilności upadł na kolana. Co ta kobieta z nim robiła? Był w stanie paść przed nią na kolana, by ją błagać. Patrzył jej błagająco w oczy, śledził rysy jej twarzy. Jej rozchylone usta, gdy chciała coś powiedzieć, lecz nie wiedziała co. Wyglądała na przerażoną i zmieszaną. 
Zeszła z piedestału. Jej ręce trzęsły się niemiłosiernie. Oboje nie zauważyli, że cała woda wokół nich zaczęła się skraplać i wirować. Podeszła do niego, patrząc mu w oczy. Ich włosy, ubrania, twarze były mokre od wody, która wokół nich wirowała. Kucnęła przed nim i objęła go ramionami. Jego oczy się rozszerzyły. Dopiero wtedy zauważył, co się wokół nich dzieje. 
Schowała twarz w zgięcie jego szyi, łapiąc w pięści surdut. On z kolei schował swoją twarz w jej ramię, owijając ramiona wokół niej. Woda opadła, a wraz z nią kilka łez na surdut Sebastiana. 
— Pomóż mi — wyszeptała. — Po prostu mi pomóż.

Baju, baju, będziesz w raju — „Liar, liar, pants on fire”; dziecięca rymowanka mająca na celu zadrwienie z kłamcy.

niedziela, 20 stycznia 2019

Rozdział VIII „Początek”

I
Niby ciche noce, gdzie nikt ani nic nie zagłusza przyjemnej ciszy, są normalne i nie powinny dziwić nikogo. Ale nie w Houndsditch, tu było odwrotnie. Nie było słychać ani fortepianu, ani śpiewu, krzyku, szlochu, dosłownie jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Zmartwiło to zarówno Ciela, Annę, jak i Sebastiana. Z jednej strony to dobrze, z drugiej jednak nie. Możliwe, że odeszła po tym, jak znów zobaczyła swoją córkę, ale wieczna burza, która szalała, od kiedy Ciel i Sebastian przyjechali do Houndsditch, kazała Cielowi myśleć, że może to być sprawka ducha jego kuzynki.

czwartek, 20 września 2018

Rozdział VII „Pieśń o pustych oczach”

(zalecane podczas czytania)
I
Opadł na kolana, trzymając się za głowę. Jego wzrok, tak bardzo obłąkany, był wbity w podłogę. Jego umysł, tak bardzo niezdolny do racjonalnego i zdrowego myślenia, był w stanie myśleć tylko o tym, jak bardzo podobała mu się krzywda, którą mu wyrządzała. Po jego policzkach łzy lały się stałym strumieniem. Wykańczała go, co sprawiało mu ogromną, masochistyczną przyjemność. Tego wewnętrznie pragnął. By go zniszczyła, wykończyła swoją obecnością. By wyniszczyła jego umysł doszczętnie, doprowadziła do szaleństwa na swój własny, okropny sposób. Jego lalka, „Moja królowa, moja pani”, myślał, śmiejąc się psychopatycznie. Och, jak on ją kochał. Nie, nie kochał. Kochał sposób, w jaki sprawiała mu ból.

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Rozdział VI „Kopia”

Zalecane podczas czytania

Cicho nuciła sobie pod nosem dla zabicia czasu. Zimne światło, które oświetlało kryptę, padało na jej jasną twarz i długie włosy. Tafla wody, która płynęła jako mały strumyk przez ciemną, kamienną, nierówną posadzkę pełną małych szczelin, wzniesień i pęknięć, załamywała się przez jej półprzezroczyste stopy, które przechodziły przez niego, by poustawiać na kamiennych półkach kryształowe wazony.

środa, 25 lipca 2018

Rozdział V „Pieśń-przepowiednia”


Zalecane podczas czytania
I
Darł wszystkie dokumenty i palił je, zerkając co jakiś czas na dziewczynę siedzącą w fotelu. Siedziała dumnie i wydawała mu polecenia, śmiejąc się szyderczo. Sprawiało jej przyjemność patrzenie na niego, kiedy był przerażony i za wszelką cenę nie chciał być złapany. 
— Podejrzewam, że kiedyś już mówiłam, że karma jest pamiętliwa i wraca — odparła, biorąc do ręki stempel i czerwony wosk. 
Podniósł się z wściekłości i pochylając się nad nią, złapał ją za szyję. Patrzyła na niego. W jej oczach widział jedynie kpinę, która objawiała się również w jej uśmiechu.

czwartek, 19 lipca 2018

Rozdział IV „Nieśmiała dusza”

I
Jego zmęczony wzrok powiódł po sypialni. Było ciemno i zimno, ogień w małym kominku już dawno zgasł. Otulony kocem, patrzył z przerażeniem i szaleństwem w oczach. Słyszał, wołała go. Starała się zrobić mu wodę z mózgu. Wciąż nie chciał dopuścić do siebie myśli, że zaczyna żałować tego, co zrobił. Że żałował tych wszystkich rzeczy, które zrobił jej, innym kobietom, dzieciom.

Rozdział X „Fałszerstwo”

I Patrzył w Tamizę, oszołomiony faktem, że w swoim życiu spotkał się z taką sytuacją. Osoba, którą chciał manipulować, stoi z nim przy Tam...