(zalecane podczas czytania)
I
Opadł na kolana, trzymając się za głowę. Jego wzrok, tak bardzo obłąkany, był wbity w podłogę. Jego umysł, tak bardzo niezdolny do racjonalnego i zdrowego myślenia, był w stanie myśleć tylko o tym, jak bardzo podobała mu się krzywda, którą mu wyrządzała. Po jego policzkach łzy lały się stałym strumieniem. Wykańczała go, co sprawiało mu ogromną, masochistyczną przyjemność. Tego wewnętrznie pragnął. By go zniszczyła, wykończyła swoją obecnością. By wyniszczyła jego umysł doszczętnie, doprowadziła do szaleństwa na swój własny, okropny sposób. Jego lalka, „Moja królowa, moja pani”, myślał, śmiejąc się psychopatycznie. Och, jak on ją kochał. Nie, nie kochał. Kochał sposób, w jaki sprawiała mu ból.
A ona tylko na niego patrzyła ze znudzeniem w oczach. W końcu wstała i uniosła jego głowę. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że była nawet gorsza od niego. On również miał to samo uczucie. Ale to tak bardzo mu się podobało. Jej dominacja nad nim, jak nie mógł nic zrobić. Był skrępowany sznurami jego własnego szaleństwa.
Dotknął jej półprzezroczystej twarzy. Patrzył w te zielone, świecące kule.
— Mazgai — mruknęła, rzucając jego głową o podłogę i podchodząc do okna.
Poczołgał się do niej, łapiąc ją za nogę. Pragnął więcej tej chorej przyjemności.
— Potrzebuję więcej, laleczko. — Załkał.
Spojrzała na niego kątem oka z pogardą. Powoli zaczął zdawać sobie sprawę, że to już nie ona była jego marionetką. Teraz on nią był. Był w jej rękach, manipulowany przez nią do granic możliwości.
II
Krypta była oświetlana niebieskawym blaskiem. Rozchodziły się po niej śpiewy. Alice siedziała z Samarą na piedestale, czesząc jej długie, czarne włosy, takie jak jej własne. Ich głosy rozchodziły się po pomieszczeniu, gdy obie śpiewały piosenkę, której nie słyszały z ust tej drugiej od trzech lat. Córka i matka, tak podobne do siebie, tak kochające się nawzajem. Ale co mógł więcej powiedzieć, kiedy patrzył na nie z ukrycia?
— Samaro, powiedz, jak tam ciotka Nan? — spytała, kończąc utwór. — Ma się dobrze?
— Ciocia Nan nie żyje — odpowiedziała. — Przez Splattera spłonęła wraz z Mangled Mermaid.
Zacisnęła dłoń na szczotce, zdając sobie sprawę, że jej własna córka mogła tam zginąć.
— Gdzie więc mieszkałaś?
— Tu i tam… Na początku spotkałam bardzo miłą panią. Lauren miała na imię. Miała piekarnię i mieszkałam z nią. Potem pani Lauren uciekła. Podobno ktoś rzucił klątwę na jej piekarnię. Więc się błąkałam. Aż przyjął mnie do siebie grabarz z Baker Street. A potem, potem… potem spotkałam pana Sebastiana, Ciela i Annę. I przyprowadzili mnie tu. — Nabrała powietrza. — Mamusiu?
— Tak, kochanie?
Poruszyła się nieswojo.
— Czy jesteś duchem?
Alice zaprzestała czesania włosów dziewczynki i opuściła rękę. Milczała, po czym westchnęła, wracając do szczotkowania włosów. Samara odwróciła się do niej, patrząc na nią ogromnymi, niebieskimi oczami.
— To nic. I tak cię kocham. — Przytuliła swoją matkę, zatapiając twarz w kaskady poszarzałej sukienki.
Wplątała swoje smukłe palce w jej włosy i pocałowała ją w czubek głowy. Kilka łez popłynęło po jej twarzy, zatrzymując się na żuchwie. Jej mała, kochana córeczka. Jej oczko w głowie. Jej mały aniołek. Jej małe przekleństwo, na które czasem nie mogła patrzeć. Przypominała jej zdarzenie, gdy miała lat czternaście. Kiedy była w szpitalu. Ale nie mogła jej nie kochać. Była jej jedyną, najbliższą rodziną, jej wszystkim. Jej życiem i jej miłością. Była jedyną osobą, która ją prawdziwie, bezgranicznie kochała. Nawet gdy była tym czymś.
Spojrzała na kotarę, za którą kryła się lalka, jej skorupa. Nieprzyprowadzenie jej do sierocińca, jej jedyna dobra decyzja przez jej całe życie. Uchroniła ją przed losem, który spotkał ją samą. Los lalki. Los bezmyślnego trofeum. Jednego z wielu…
III
— Wezwanie. Kolejne samobójstwo. Tym razem stara, kochana Pris Witless — odparła Ana, wkraczając do pokoju Ciela. — Ale ja baby nie trawiłam.
— Pielęgniarka z Rutledge? — zapytał Ciel.
— Wolę określenie „stara pijaczka i wrzód na dupie Alice”. — Uśmiechnęła się wrednie i rzuciła wiadomość na biurko, siadając na krześle obok. — To co? Idziemy do jej mieszkania?
— Co się dokładnie stało? — zapytał chłopak, a Sebastian wziął do ręki list.
— Powiesiła się w salonie — odparł, powiódłszy wzrokiem po literach.
Ana spojrzała na niego, wzdychając smętnie. Tak bardzo nienawidziła tej baby. Alice też jej nie znosiła. Priscilla zawsze wyłudzała od niej pieniądze na alkohol, grożąc, że poda ją na policję, oskarżając o zabicie swojej własnej rodziny.
Zwróciła wzrok na Ciela, który wkładał na siebie płaszcz, po czym znów westchnęła bez życia, wstając z krzesła, na którym siedziała. Nie miała ochoty jej widzieć na oczy.
IV
Dotarli do mieszkania Pris. Było pełne policji. Przepchnęli się do komendanta, który nadesłał im wezwanie, a potem podeszli do ciała. Ciel i Ana obejrzeli ją dokładnie. Na rękach miała mnóstwo grubych, głębokich blizn. Na jej nadgarstkach były widoczne ślady rąk, wyglądały, jakby były wypalone. Spojrzeli na siebie i poszli do jej sypialni. Była cała oklejona kartkami z bazgrołami i napisami. Sebastian podszedł do nich, oznajmiając, że nie znalazł pieczęci. Podejrzewali, że to znowu wina Alice, lecz tym razem nie byli tego pewni. Ciel zaczął zrywać kartki ze ścian. Cały plik złożył i podał Sebastianowi, by je schował.
Zaczął z Aną przeszukiwać meble, a Sebastian przejrzał rysunki. Ana wyjęła spod materaca zaadresowane listy. Wszystkie do niejakiego sir Rivolte z Mayfair.
— Znasz go może? — zapytał się Ciel, patrząc przez jej ramię na koperty.
— Nie. Pewnie to babsko miało z nim jakieś interesy.
Otworzyła jeden z listów. Potem kolejne. Wszystkie były napisane bardzo tajemniczo, nie było nic powiedziane wprost, a niektóre słowa, które były napisane po włosku, były dla niej i Ciela niezrozumiałe, dlatego poprosili Sebastiana, by je przetłumaczył.
— Orazio Rivolte? Hm… kojarzę skądś to nazwisko — odparł, czytając listy. — Mieli jakieś szemrane interesy. Pieniądze, nielegalnie wytwarzany alkohol, trucizny. Hm… narkotyki.
— Usłyszałem Orazio Rivolte. — Do sypialni wszedł komendant Lusk.
— Zna go pan? — zapytała się Anna.
— Oczywiście. Pochodzi z rodziny mafijnej Montinello. Stary pryk, za którym ganiamy już pięć lat.
— Dobrze, dzięki. Sebastian, idziemy — rzekł Ciel, wymijając żandarma.
Wyszli z mieszkania Priscilli. Idąc w pośpiechu do sierocińca, udało im się usłyszeć znajomy głos. Obejrzeli się i zobaczyli Juliet oraz dwóch innych muzyków, dających koncert uliczny.
Gdy spojrzy na ciebie,
to lepiej byś nie był
potworem, co zęby
swe wbija bez przerwy
w ofiar swych zdziwione,
wykrzywione gęby.
Przystanęli na chwilę, wsłuchując się w pieśń. Juliet uśmiechnęła się w ich stronę, a Anna pomachała jej.
Hej panie stworze,
okrutny potworze,
dziś tej pięknej nocy
śmierć ciebie zaskoczy.
Ostatnim, co ujrzysz,
będą puste oczy,
ta, co nimi patrzy,
krwi twojej utoczy.
Ciel coraz bardziej miał wrażenie o tym, że ich pieśni mają wydźwięk przepowiedni. Teksty piosenek za bardzo sprawdzały się w późniejszym czasie.
— I jak? Podobało się? — zapytała rudowłosa, drapiąc się po piegowatym policzku.
— To jest jedna z moich ulubionych pieśni — odparła Ana.
— Kiedy powstały teksty tych piosenek? — dopytywał Phantomhive.
— Niecałe trzy lata temu, a co?
— Hm… Ich teksty sprawdzają się w ostatnim czasie — mruknął i spojrzał na nastolatkę, biorącą od chłopca gazetę. Jej oczy rozszerzyły się i zaczęła szukać dalszej części artykułu. Patrzył na nią z uniesioną brwią.
— Słuchajcie lepiej — odparła. — Śmierć widziana na ulicach East Endu.
Przekręciła gazetę w ich stronę, ukazując artykuł i zdjęcie „śmierci” przechodzącej obok baru na High Street. Spojrzał na nią, uśmiechającą się w jego stronę.
— Chłopcy, mamy kolejną zagadkę do rozwiązania.
Świetny rozdział! Jestem zaskoczona i to pozytywnie. Kolejna zagadka do rozwiązania. Aż mnie ciekawi jak długo im to zajmie.
OdpowiedzUsuńA fo samobójstwo czy aby jest na pewno samobójstwem? To zbyt podejrzane jak dla mnie.
Do następnego!
Less
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNa początek przepraszam, że tak długo mnie tu nie było. Rozdział ciekawy i tajemniczy, co mnie cieszy. Nie mogę się doczekać następnego i nowej zagadki do rozwiązania.
OdpowiedzUsuńDemon ❤
Zgodnie z obietnicą jestem. Na początku twój blog wydał mi się strasznie mroczny i przygnębiający. Kiedy jednak przeczytałam opowiadanie, zrozumiałam. Historia nie jest o "kwiatkach, motylkach i jednorożcach". Wszystko jest ze sobą spójne (tematyka, kolorystyka itp.). Twoje opowiadanie robi wrażenie, jest bardzo tajemnicze i ciekawe. Wyróżnia się na tle innych historii pisanych na blogach.
OdpowiedzUsuńChętnie jeszcze tu wpadnę, aby czytać Twoją historię.
Pozdrawiam i weny dużo życzę!