niedziela, 17 lutego 2019

Rozdział X „Fałszerstwo”

I
Patrzył w Tamizę, oszołomiony faktem, że w swoim życiu spotkał się z taką sytuacją. Osoba, którą chciał manipulować, stoi z nim przy Tamizie, czekając, aż odda skok, do którego sama go zmusiła. Był marionetką w dłoniach jego marionetki.
Spojrzał na nią. Wcześniej prosił ją o łaskę, by dała mu szansę, by to wszystko naprawić. Był w stanie oddać jej ciało, wszystko naprawić. Lub przynajmniej większość. Uraczyła go spojrzeniem, w którym było poczucie winy i słowami „Wiesz, że to nie ode mnie zależy”. Nie wiedział, co ma rozumieć przez te słowa. Więc od kogo, jeżeli nie od niej samej? To ona go doprowadziła na skraj szaleństwa, kazała mu spalić papiery z powodu informacji tam zawartych, których się wstydziła. I nie chciała, by wyszły na światło dzienne. Fakt, że utraciła swoją niewinność, mając niecałe czternaście lat, nie był czymś, czym chciała się dzielić z ludźmi, którzy mogą chcieć przeszukać jego gabinet po odkryciu jego ciała.
Westchnęła, trzymając w ręku medalik z wygrawerowaną literą R. Gwiazda z angelitu i obsydianu błysnęła krótko jasnoniebieskim światłem. Była blisko.
Kazała mu połknąć medalik, co zresztą zrobił. Był to rozkaz od jego Pani, a wszystkie rozkazy wykonywał z niespotykaną dokładnością. Potem wszedł na pomost, patrząc w rzeczną głębinę. Stanęła obok niego.
— Nie mów nikomu, że go masz, jasne? — powiedziała, a on spojrzał na nią.
— Nie będę miał komu tego powiedzieć.
Pochylił się, a jego usta spotkały jej, gdy stała w bezruchu, z oczami szeroko otwartymi, wielkimi jak monety. Potem uśmiechnął się i rozłożył ręce, przygotowując się do skoku. Kiedy przechylił się do przodu, złapała go za nadgarstek, lecz wyślizgnął jej się, a na nim pozostał wypalony ślad. Jego ciało pochłonęły wody Tamizy, a nią wstrząsnął bezgłośny szloch.
— Dobra robota, Czternastko — usłyszała zza siebie.
Odwróciła się. Jej czarno-biała szata okręciła się wokół jej nóg. Czuła się jak potwór, mimo że wmawiano jej, że nim wcale nie jest. Robi tylko to, co podpowiada jej sumienie. O ile sumieniem można było nazwać postać, która nią manipulowała.
— Chcę być sama — szepnęła. — Przez jakiś czas.
— Nie zapominaj, że jest jeszcze tyle złych osób, które powinien osądzić ktoś taki, jak ty.
— Wieczna marionetka? — Prychnęła.
— Skrzywdzona dusza, moja najdroższa Czternastko.

II
— Szach — dziewczynka przestawiła swój pionek — i mat.
Głowa Charliego opadła na stół, wstrząsając nim lekko. Samara zaśmiała się cicho, widząc, jak jedenastolatek uderza głową przez trzecią z rzędu przegraną.
Nauki, które pobierała od swojej matki, nigdy nie poszły na marne. Potrafiła tak manipulować umysłem podczas gry w szachy, że wygraną miała praktycznie w kieszeni. A wytłumaczenie jej zasad, opierając się na rycerzach w Krainie Czarów, niemal tak wbiło jej się w głowę, że była w stanie krążyć po pokoju i tylko wskazywać, jak przeciwnik ma za nią przestawić pionek.
— Jesteś niezwykła — zachwyciła się Laura. — Jeszcze nikt nie wygrał z Charliem tyle razy z rzędu!
Uśmiechnęła się, a kącik ust blondyna uniósł się nieco.
— To była bardzo dobra gra, Samaro. W końcu ktoś, z kim mogę się mierzyć.
Wstał, a ona razem z nim. Chwycił jej niewielką dłoń i ukłonił się z uznaniem, składając krótki pocałunek na jej kłykciach. Dziewczynka zachichotała, a Laura i Philippa zauroczyły się, podpierając głowy na rękach i wzdychając z zachwytem. Z kolei Gervase oraz Jack skrzywili się, patrząc na omamione dżentelmeńskim gestem dziewczęta.
Na parter zszedł Ciel wraz z Sebastianem. Samara niemal natychmiast pochwaliła się zwycięstwem, za które pochwalił ją Sebastian, żartując, że nawet Ciel nie jest tak dobry. Chłopak prychnął i poprosił do siebie Charliego, który poszedł za nim w ustronne miejsce. Spojrzał na niego pytająco.
— Alice była dla ciebie kimś szczególnym? — spytał się. — Znałeś ją jakoś szczególnie?
— Cóż… można powiedzieć, że była moją nauczycielką. To dzięki niej umiem pisać i czytać, ogarniam arytmetykę i muzykę. Dlaczego pytasz?
Weszli do pustej kuchni i usiedli na krzesłach, które stały przy niewielkim, kwadratowym stoliku.
— Wiesz coś może o okolicznościach, w jakich zmarła? Czy słyszałeś coś?
Chłopak nabrał powietrza w usta i wypuścił je po chwili.
— O tym, jak zmarła nie wiem nic. Wiem tylko, że przed śmiercią kłóciła się z Bumbym. Nie wiem, co się stało potem, ale wiem, że wyszedł, a następnego dnia ogłosił, że się zbiła. Snułem podejrzenia, że ją zabił, ale… nie chciałem wyjść na idiotę. — Wzruszył ramionami.
— A coś o Bumbym? Jest tym mężczyzną z obrazów?
— Tak, był dawnym dyrektorem. Raz, gdy przechodziłem obok jego gabinetu, jakoś niedługo przed jego śmiercią, widziałem, jak do kogoś mówi. Nikogo nie widziałem i miałem wrażenie, że miał urojenia, ale po tym, jak się zabił i pojawiły się te dźwięki fortepianu, szlochy, krzyki, chodzenie…
— Podejrzewasz, że Alice została duchem, którego mógł zobaczyć tylko on?
Kiwnął głową.
— A wiesz, co dokładnie mówił do niej?
— Coś, że stara się mu zniszczyć życie, że jest jak jej siostra, że go uwiodła i tym podobne. Potem kazał mi iść do pokoju. I tle wiem. Kilka razy też widziałem, jak czołga się po podłodze, będąc w amoku i coś mamrocząc. No i w sumie tyle.
„Brzmi, jakby stała się demonem”, pomyślał, stawiając ją obok Sebastiana i porównując ich zdolności. Oboje potrafili uwodzić, doprowadzać do szaleństwa, potrafili omotać swoją ofiarę do tego stopnia, by była im uległa.
— Dzięki. — Podali sobie ręce. — Trochę mi wyjaśniłeś.
— Nie ma sprawy. Zawsze do usług.
— I dziękuję, że zająłeś się Samarą, gdy my wyjaśniamy tę całą pokręconą sprawę. — Uśmiechnął się do niego.
— Nie musisz dziękować.
Ciel zaczął odchodzić, gdy Charlie zatrzymał go:
— I, Cielu, przyjrzyj się obrazowi Alice i Angusa. Jest na nim pewna rzecz, która, cóż, może cię naprowadzić na jeden z dość istotnych tropów.
— Skąd wiesz?
Wzruszył ramionami.
— Po prostu wiem.

III
Stał i patrzył na obraz, na którym widniała jego kuzynka wraz z dawnym dyrektorem sierocińca i jej oprawcą. Zastanawiał się, co mogło być tym szczegółem, na który powinien zwrócić uwagę. Im dłużej się w niego wpatrywał, tym bardziej miał wrażenie, że Charlie sobie z niego zażartował i na tym obrazie nie ma nic, co mógłby uznać za poszlakę.
— Cielu, stoisz tu od kilkunastu minut — odezwał się Wilson. — Co cię tak ciekawi, że tak się wpatrujesz w ten obraz?
— Charlie powiedział mi, że jest na nim szczegół, który może mnie naprowadzić na istotny trop. Ale ja nic nie widzę.
Wilson stanął obok nastolatka i powiódł wzrokiem po obrazie. On również nie zauważył w nim nic szczególnego.
— Wszystko jest na swoim miejscu. Oczy fiołkowe, włosy czarne, gwiazda jak była, tak jest…
— Alice miała zielone oczy — mruknął. — Racja! Zielone… hm…
— Sądzisz, że to nie ona?
— Nie wiem. Na pewno nie na obrazie. Sierociniec nawiedzała ona. W takim razie, kto to jest?...
— Albo to ona, tylko angelit zmienił kolor jej oczu. — Usłyszeli głos Anny, stojącej za nimi. — Kiedy nosi obsydian z diamentem, kolor jej oczu jest zielony.
— Skąd wiesz?
— Kiedy miałam osiem lat, byłam jeszcze bardziej wścibska, niż teraz.
— Lauren również nosi angelit w naszyjniku, a Rivolte w pierścieniu rodowym.
— Nie powiedziałam, że angelit Alice był zwykły. Był gwiazdą w kole.
— Sądzisz, że mogła podpisać cyrograf?
— Wątpię.
Wilson słuchał z niedowierzaniem. Było to dla niego zbyt dużo, a jego pesymistyczne podejście do wszelkich religii, miało ochotę wdać się w rozmowę. Odszedł jednak, by nie przeszkadzać parze nastolatków.
— Albo to nie ona — odparła Anna — albo mamy poważny problem.

IV
Po zejściu ze schodów, zobaczył, jak siedzi na piedestale, czesząc swoje długie, czarne loki. Dekolt luźnej sukienki, która była przepasana czarną wstążką wokół jej wąskiej tali, niewykluczone, że podkreślonej przez długie noszenie gorsetów, odsłaniał dużo więcej niż tylko obojczyki. Ponętnie eksponował jej biust, sprawiając, że Sebastianowi same z siebie nasuwały się najróżniejsze fantazje, mimo że starał się uspokajać swoją zwierzęcą naturę.
Uśmiechnęła się do niego, mrużąc odrobinę oczy. Odłożyła szylkretowy grzebień i wstała, podchodząc do niego z taką gracją, jakby nosił ją wiatr. Bez nawet cienia niezgrabności. Jej uśmiech zmienił się na zalotny; z serii tych, których jeszcze u niej nie widział.
  — Co u ciebie Sebastianie? — spytała nęcąco.
Zmarszczył brwi, słysząc taki ton z jej ust. Jej głos, owszem, miał w sobie nutę erotyzmu, który podniecał i rozgrzewał, a po usłyszeniu go raz, chciałoby się słyszeć go po raz kolejny, tylko w innej, dość intymnej sytuacji, ale tym razem coś było nie tak. Było to coś innego.
Nagle poczuł, jakby coś miało mu zamiar rozsadzić głowę. Złapał się za nią i cofnął. Uczucie było podobne do tego, gdy przeszukiwał gabinet. Ból rozsadzał mu głowę.
Dziewczyna zmartwiła się i posadziła demona na piedestale, siadając obok niego. „To nie jestem ja”, usłyszał nagle głos Alice w swojej głowie. Osoba, która siedziała obok niego, położyła dłoń na jego piersi i ucałowała czule jego czoło, po czym odsunęła się, ocierając się nosem o jego skroń.
— Lepiej? — spytała, a na jej ustach znów widniał uśmieszek.
Kiwnął głową i spojrzał jej w oczy. Kiedy zobaczył, że nie były intensywnie szmaragdowe, był już pewien, że „głos” go nie oszukał. To naprawdę nie była Alice. To nie była ta zagubiona dusza, którą poznał kilka tygodni wcześniej.
Uśmiechnął się pod nosem i wstał, poprawiając surdut. Zaczął po chwili odchodzić w stronę schodów, kiedy ona patrzyła na niego z szokiem.
— Już idziesz? Nie zamieniłeś ze mną ani słowa — odezwała się z pretensją.
— Najpierw spróbuj ją lepiej udawać. I zmienić na przyszłość kolor oczu — powiedział jej kpiącym tonem, po czym wyszedł z krypty.
Wściekła kobieta zerwała ciemną tkaninę, odsłaniając gablotę, w której była zamknięta dziewczyna. Wypuściła ją, po czym chwyciła ją za suknię i przycisnęła do kamiennej ściany.
— Ty mała suko — warknęła. — Pomogłam ci w zemście, teraz pomagam ci odzyskać ciało, a ty tak mi się odpłacasz, Czternastko?
— Nie pozwolę ci ich skrzywdzić — wysyczała w stronę kobiety, która wróciła do swojej prawdziwej postaci. — Nigdy.
— Więc ja nie pozwolę, byś wreszcie zaznała spokoju. 

Rozdział X „Fałszerstwo”

I Patrzył w Tamizę, oszołomiony faktem, że w swoim życiu spotkał się z taką sytuacją. Osoba, którą chciał manipulować, stoi z nim przy Tam...